Popękane i nieszczelne okna, brud, smród i zajmujące większą część mieszkania stosy śmieci, na których latem siadają tysiące much – w takich warunkach żyje mieszkaniec Lubienia. – Ciężko mi rozpalić w piecu, a co dopiero zrobić pranie, czy ugotować obiad – skarży się pan Marian, lecz mimo tego konsekwentnie odmawia przeprowadzki do domu opieki.
Kłopoty ze zdrowiem u pana Mariana pojawiły się już dawno, ale odkąd dwa lata temu zmarła jego żona, jest coraz gorzej. – Choruję na płuca, mam kłopoty z poruszaniem się, słabo widzę – narzeka. – Nie jestem w stanie przynieść drewna na opał, czy pójść do sklepu na zakupy – mówi starszy pan. – Gdyby nie mój bratanek, który mieszka tuż obok, byłoby ze mną bardzo źle.
Niestety, kuzyn pana Mariana nie zawsze jest w stanie pomóc wujowi, ponieważ pracuje dorywczo i często przebywa poza domem. Oprócz bratanka, w tej samej miejscowości do niedawna jeszcze mieszkał wnuk pana Mariana, który jednak nigdy nie interesował się dziadkiem, wręcz przeciwnie – wykorzystywał go na każdym kroku. – Wiedział, że słabo widzę i często podsuwał mi do podpisania jakieś papiery – opowiada pan Marian. – W grudniu ubiegłego roku dowiedziałem się, że moje konto bankowe zostało zajęte przez komornika, który wszedł także na moją emeryturę – rozpacza mężczyzna. – Do spłaty mam około 17 tys. zł, a nawet nie wiem za co.
Sytuację, w jakiej znalazł się pan Marian, znają wszyscy mieszkańcy Lubienia. – Współczuję mu jako człowiekowi, bo nawet zwierzęta żyją w lepszych warunkach, ale według mnie sąsiad sam sobie zgotował taki los – mówi prosząca o anonimowość mieszkanka wsi. – Mimo tego, że ma dość sporą emeryturę, nie chce nikomu zapłacić za np. pocięcie drewna. Mało tego – nikomu nie ufa i wszystkich wokół oskarża, że przychodzą do jego domu tylko po to, aby ukraść jego rzeczy, które są tak obrzydliwie brudne i śmierdzące, że nadają się tylko do spalenia lub zakopania – twierdzi kobieta.
Podobnego zdania są pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wyrykach. – To bardzo ciężki przypadek – mówi kierownik GOPS-u Tadeusz Rudko. – Pan Marian ma emeryturę i nie korzysta z naszej pomocy materialnej, ale jak najbardziej znamy jego położenie i nasi pracownicy odwiedzają go średnio raz na dwa tygodnie. W ubiegłym roku zainstalowaliśmy u niego nowy piec, gdyż stary był w fatalnym stanie, zmieniliśmy licznik wody, a także woziliśmy go na operację oczu do Krasnegostawu. Niestety, do tej pory nie zdołaliśmy go namówić, aby dobrowolnie poszedł do DPS-u w Różance, chociaż nic nie stoi ku temu na przeszkodzie. Jeżeli jednak sytuacja, w której się znalazł, nie ulegnie poprawie, będziemy musieli go ubezwłasnowolnić i umieścić w domu opieki – mówi Rudko. Według niego jest to jedyne sensowne wyjście, bo chociaż GOPS mógłby skierować do pana Mariana opiekunkę, to taką bardzo ciężko znaleźć, gdyż nikt nie chce pracować w tak okropnych warunkach, jakie panują w jego domu. I tutaj koło się zamyka, bo pan Marian zapowiada, że póki żyje, do DPS-u nie pójdzie. Sytuacja wydaje się więc być patowa – pan Marian z jednej strony wręcz błaga o pomoc, z drugiej zaś nie chce do siebie nikogo dopuścić. – Nie zostało mi już dużo życia, dlatego zanim umrę, chcę uregulować swoje sprawy, a jak mam to zrobić, jeśli zamkną mnie w ośrodku? – pyta rozgoryczony.
Niestety, szanse na wyjaśnienie, że kredyty zaciągał wnuk pana Mariana są niewielkie, dlatego należy dołożyć wszelkich starań, aby ostatnie lata swojego życia ten schorowany człowiek spędził w godziwych warunkach. Tadeusz Rudko zapowiada, że jeżeli przyjdą mrozy a w domu pana Mariana będzie zimno, pracownicy GOPS-u siłą umieszczą go w Domu Pomocy Społecznej w Różance.
źródło: NOWY TYDZIEŃ