Cztery lata po ogłoszeniu reformy państwo bada, czy sześciolatki są zdolne chodzić do szkoły – ustaliła „Rzeczpospolita”. Jednak w ankietach biorą udział wyłącznie w pełni sprawne dzieci. Eksperci mówią wręcz o skandalu.
Prowadzący badania Instytut Badań Edukacyjnych, nadzorowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, wykluczył z ankiet dzieci, które z różnych przyczyn nie nadążają za rówieśnikami (z orzeczeniem o wczesnym wspomaganiu rozwoju). Takie dzieci nie są jednak zwolnione z obowiązku szkolnego. Według ekspertów dotyczy to nawet co dziesiątego ucznia.
- Przede wszystkim mamy tu do czynienia z dyskryminacją. Po drugie, pojawia się pytanie o to, jak są wydatkowane publiczne pieniądze. Zastanawiam się, czy nie powinien zająć się tym prokurator – mówi Krystyna Łybacka, była minister edukacji, odnosząc się nie tylko do spóźnienia badania, ale i jego wysokiego kosztu, tj. 3,9 mln zł.
Dlaczego badanie obejmuje wyłącznie zdrowe dzieci? Jak poinformowała „Rzeczpospolitą” rzeczniczka IBE Natalia Skipietrow, dzieci z problemami zdrowotnymi bądź zaburzeniami w rozwoju wymagają odrębnego podejścia. Zaznaczyła, że IBE zależało na tym, by chore lub niepełnosprawne dzieci nie odczuwały dyskomfortu.
Jak jednak podkreśla dziennik, pani rzecznik nie odniosła się do faktu, że zdecydowana większość z tych dzieci chodzi z rówieśnikami do zwykłych szkół.
Według IBE badania posłużą opracowaniu wniosków i wytycznych dla reformy systemu oświaty, „w tym obniżenia wieku, od którego dzieci podlegają obowiązkowi szkolnemu”.
Tyle, że obniżenie wieku szkolnego ogłoszono w 2008 r. Wtedy tę decyzję uzasadniano doświadczeniami europejskimi i chęcią wcześniejszego wprowadzenia młodzieży na rynek pracy.
Więcej na ten temat w „Rzeczpospolitej”.
(„Rzeczpospolita”, TR)