Spółce Wodno-Ściekowej „Jezioro Białe-Glinki” grozi upadłość. – Przegłosowana na ostatnim walnym obniżka cen ścieków doprowadzi nas do bankructwa – przestrzega zarząd spółki, który nie chcąc brać odpowiedzialności za decyzję walnego niemal w całości podał się do dymisji. Ale członkowie, którzy głosowali za obniżeniem stawki za odprowadzenie ścieków uważają, że spółka zamiast tylko podnosić ceny powinna ograniczyć wydatki administracyjne i wytykają dyrektorowi, że mimo trudnej sytuacji zatrudnił w spółce swojego syna.
Spółka wodno-ściekowa z Orchówka skupia ponad 1600 członków, właścicieli parceli nad Jeziorem Białym i Glinki, do których dostarcza wodę i odprowadza ścieki. Wielu z nich od dawna miało zastrzeżenia do polityki władz spółki i niemal co roku podnoszonych cen wody i ścieków, ale na ostatnim walnym, w maju br., zarzutów, pretensji, pytań było tak wiele, że obrady trzeba było przedłużyć o jeden dzień. Najwięcej emocji dostarczyło głosowanie nad nową taryfą cen wody i odprowadzania ścieków. Proponowana przez zarząd spółki niewielka podwyżka cen za odprowadzanie ścieków (z 11 do 12 zł za m sześc.) przepadła, a przegłosowano zaproponowaną z sali obniżkę cen ścieków o niemal jedną trzecią. Po tej uchwale prawie cały zarząd, na czele z przewodniczącym Mieczysławem Walczukiem, tłumacząc, że nie chce brać odpowiedzialności za skutki takiej decyzji, poddał się do dymisji.
- Tylko w tym roku stracimy na tym około 375 tys. zł. Siłą rozpędu spółka dotrwa zapewne do przyszłego roku, ale co będzie potem? – przestrzega Mieczysław Walczuk, który zrezygnował z przewodniczenia zarządowi, ale pozostał w spółce na stanowisku dyrektora. – Jeżeli decyzja w sprawie cen ścieków się nie zmieni, grozi nam upadłość. Nie da się znaleźć oszczędności na taką kwotę.
Z zasiadania w zarządzie spółki zrezygnował również Krzysztof Kieloch. – Nie chcę odpowiadać za tak niefortunnie skonstruowany budżet – tłumaczy swoje odejście K. Kieloch. – Przy przegłosowanych stawkach pieniędzy wystarczy do października może listopada, a potem co?
Do dymisji podała się również cała komisja rewizyjna spółki. Oficjalnie z tego samego powodu co Walczuk i Kieloch. – Prowadzenie Spółki Wodno-Ściekowej to nie żarty, tylko poważna i niezwykle skomplikowana sprawa – irytuje się dotychczasowy przewodniczący Marek Pawłowski. – Nie można, ot tak sobie, wziąć dowolnej kwoty i poddać jej głosowaniu, a tak stało się na walnym zgromadzeniu, gdzie bez żadnych kalkulacji, czy nawet dyskusji grupa delegatów lekkomyślnie przegłosowała budżet.
Władze spółki chcą, by uchwałę walnego w trybie nadzoru uchyliło włodawskie starostwo. – Wpłynął już do nas wniosek o unieważnienie majowej uchwały i teraz jesteśmy na etapie jego analizowania – wyjaśnia Wiesław Holaczuk, starosta włodawski. – Analizujemy statut spółki, na razie nie znaleźliśmy podstaw do unieważnienia uchwały – dodaje Holaczuk.
Starostwo na rozpatrzenie wniosku ma czas do końca czerwca. Teoretycznie wcześniej sama spółka mogłaby zwołać nadzwyczajne walne i zmienić uchwałę w sprawie cen ścieków. Ale to wydaje się mało realne tym bardziej, że większość delegatów już podczas walnego odrzuciła argumenty władz spółki za podniesieniem ceny ścieków i przegłosowała obniżkę i raczej nie zmieni zdania. Przeciwnicy podwyżki uważają bowiem, że spółka powinna skończyć z podnoszeniem opłat, a zacząć szukać oszczędności i ograniczyć koszty administracyjne. – Bo jak to jest, że z jednej strony dyrektor spółki mówi o trudnej sytuacji, a z drugiej zatrudnia w spółce swojego syna? To ludzi denerwuje – wytyka jeden z delegatów.
Dyrektor Walczuk przyznaje, że jego syn od niedawna pracuje w spółce na stanowisku specjalisty ds. eksploatacji i rozwoju, ale w jego zatrudnieniu nie widzi nic zdrożnego. Wręcz przeciwnie. – Jest inżynierem, specjalistą w tej branży i ma doświadczenie. Takiego fachowca z uprawnieniami spółka potrzebowała – przekonuje Walczuk. Dyrektor nie zaprzecza, że widział w synu swojego następcę w spółce, bo on sam wybiera się na emeryturę.
Póki co musi jednak szukać oszczędności. – Jeszcze w tym roku będziemy zmuszeni zlikwidować co najmniej trzy etaty – zapowiada dyrektor Walczuk, choć jak podkreśla w spółce nie ma zbędnych pracowników. – Jeśli jednak nie uda się zmienić uchwały o cenie odbioru ścieków, na dłuższą mety tylko cud będzie w stanie uratować spółkę.
źródło: NOWY TYDZIEŃ