Na co dzień pielęgniarka, członkini stowarzyszenia na rzecz niesienia pomocy poszkodowanym, wolontariuszka. Tym trudniej uwierzyć, że nieoficjalnie pracuje dla prywatnej kancelarii, której główną specjalizacją są odszkodowania powypadkowe.
Jedna z pielęgniarek zatrudnionych we włodawskim szpitalu należy do legalnego stowarzyszenia z siedzibą w Warszawie, którego członkowie stawiają sobie za cel niesienie bezpłatnej i bezinteresownej pomocy osobom poszkodowanym w wypadkach komunikacyjnych. Okazuje się jednak, że oprócz tego współpracuje z co najmniej jedną prywatną kancelarią odszkodowawczą i – jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy – za swoje usługi pobiera całkiem niezłe pieniądze. Sposób jej działania jest bardzo prosty – otóż pielęgniarka oferuje pacjentom szpitala, którzy ulegli wypadkowi, pomoc w załatwieniu odszkodowania. Jak udało nam się ustalić, pielęgniarka osobiście wykonuje czynności na rzecz kancelarii odszkodowawczej, utrzymuje kontakt telefoniczny z pacjentami, czy pomaga im w sporządzaniu niezbędnej dokumentacji. Ma praktycznie nieograniczony dostęp do wszystkich pacjentów szpitala oraz do ich danych osobowych, które może wykorzystywać do własnych, zarobkowych potrzeb – Aż ciarki mnie przeszły, kiedy dowiedziałem się, że w ramach „Tygodnia Pomocy Ofiarom Przestępstw” organizowanym przez włodawską prokuraturę pani ta pełniła dyżury, podczas których mogła w znacznym stopniu „poszerzyć” listę swoich potencjalnych klientów – twierdzi proszący o anonimowość rozmówca. – Jak to możliwe, żeby w publicznej placówce tyle czasu bezkarnie „kręcić” własny biznes i to kosztem pacjentów? – pyta zbulwersowany.
- Wszystkie pielęgniarki obowiązuje tajemnica zawodowa – tłumaczy Wiesława Szaniawska, przewodnicząca Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Chełmie. – Jeżeli postępują one niezgodnie z zasadami i np. bez wiedzy pacjenta wykorzystują jego dane osobowe, to jest to niemoralne i nieetyczne, a w niektórych przypadkach również karalne.
Najdziwniejsze jest jednak to, że o praktykach pielęgniarki zdaje się wiedzieć pół miasta. Wystarczy tylko zapytać w przychodni, czy szpitalu, gdzie można znaleźć „panią od odszkodowań” i każdy skieruje nas pod odpowiedni adres. Jak to więc możliwe, że o takiej co najmniej nieetycznej działalności nie wiedziała dyrekcja szpitala – nie wiadomo. Paweł Bronikowski, który pełni obowiązki dyrektora, wyjechał na urlop, a zastępujący go Józef Steć był bardzo zdziwiony, że taka sytuacja ma miejsce we włodawskiej placówce. – Jeżeli ktoś z naszego personelu wykorzystuje dane osobowe pacjentów, popełnia przestępstwo – mówi Steć. – Natychmiast to sprawdzę, a jeżeli okaże się to prawdą, na pewno zostaną podjęte odpowiednie kroki w tej sprawie.
Nic niemoralnego nie widzi w swoim postępowaniu sama zainteresowana, która odmówiła nam spotkania. – Nie mam dostępu do żadnych danych osobowych – twierdzi pielęgniarka. Nie przeczy jednak, że współpracuje z kancelarią odszkodowawczą.
źródło: NOWY TYDZIEŃ