Do tej pory nieznany jest los bezcennych witraży, które Krystynie Popek przekazało Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. Wiele wskazuje na to, że zamiast do USA trafiły one do prywatnych zbiorów Jana Kulczyka, jednego z najbogatszych ludzi w Polsce.
Dwa bezcenne witraże – „Ukamieniowanie św. Szczepana” i „Uśnięcie Matki Boskiej” – pochodzą z I połowy XIII wieku. Do Polski sprowadzili je z Francji Zamoyscy na początku XX wieku i umieścili w kaplicy w Adampolu. Witraże szczęśliwie przetrwały wojnę, zostały odrestaurowane i w latach 80. XX wieku przekazane Muzeum we Włodawie. W 2004 roku zainteresowali się nimi spadkobiercy rodziny Zamoyskich i wystąpili do sądu o zwrot swojego dziedzictwa. Decyzją sądu w 2006 roku trafiły one do Krystyny Popek, prawowitej spadkobierczyni rodu Zamoyskich, na stałe mieszkającej w USA. Tam bezcenne dzieła sztuki miały być pokazywane szerokiej publiczności, a o terminach i miejscach, w których będzie można je podziwiać, ich nowa właścicielka miała informować władze włodawskiego Muzeum na bieżąco. Niestety, od tamtej pory nikt nie dostał jakiejkolwiek informacji o dalszym losie bezcennych dzieł sztuki. Nigdy też nie oszacowano ich wartości rynkowej, ale można przypuszczać, że na wolnym rynku osiągnęłyby niebotyczną cenę.
Cichy proces
O procesie sądowym w sprawie przekazania witraży we Włodawie wiedzieli tylko zainteresowani. Adwokaci Krystyny Popek dokładali wszelkich starań, aby sprawę załatwić szybko i bez zbędnego rozgłosu co, trzeba przyznać, im się udało. We Włodawie mało kto wiedział o bezcennych witrażach, a tym bardziej o procesie, w wyniku którego trafiły one w prywatne ręce. – Witraże były tak cenne, że przechowywano je w magazynie w specjalnych skrzyniach, a wystawiano tylko okazyjnie, więc dla zwykłych zjadaczy chleba tak naprawdę nie istniały – mówi nasz proszący o anonimowość informator. – Nie zmienia to jednak faktu, że ich strata była olbrzymią porażką i to nie tylko dla Muzeum, ale dla całej społeczności lokalnej – dodaje.
Trop wiedzie do Poznania
Według wiarygodnego źródła jeden z adwokatów reprezentujących Krystynę Popek był spowinowacony z Janem Kulczykiem, jednym z najbogatszych ludzi w Polsce. Nie od dziś wiadomo, że jest on koneserem i kolekcjonerem dzieł sztuki, a w jego prywatnych zbiorach znajduje się wiele unikalnych eksponatów. Nasz informator podejrzewa, że witraże z włodawskiego muzeum trafiły nie do USA, gdzie mieszka Popek, ale właśnie do prywatnych zbiorów Kulczyka. – To by tłumaczyło, dlaczego prawowita spadkobierczyni Zamoyskich nigdy nie informowała muzeum o dalszych losach witraży! – mówi nasz rozmówca.
Nikt nie widział, nikt nie słyszał
O istnieniu bezcennych witraży w zbiorach Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego wiedziało tylko wąskie grono osób. Byli wśród nich oczywiście pracownicy i dyrekcja placówki oraz kilku pasjonatów historii. To zapewne dlatego przejęcie witraży przeszło praktycznie bez żadnego echa. – Nigdy nie słyszałem o tych witrażach – mówi burmistrz Włodawy Jerzy Wrzesień. – Jeżeli rzeczywiście były aż tak cenne, to opinia publiczna powinna być poinformowana o ich przekazaniu, tymczasem nie przypominam sobie, żeby jakiekolwiek media o tym fakcie donosiły – dziwi się burmistrz. – Przecież mamy prawo wiedzieć, co dzieje się z naszym dziedzictwem narodowym, tym bardziej jeżeli przechodzi w prywatne ręce – dodaje Wrzesień. O losie witraży nic nie wie także starosta włodawski Wiesław Holaczuk. – Słyszałem o nich, ale nie wiem, gdzie się obecnie znajdują – mówi. Również obecny dyrektor muzeum dr Krzysztof Skwirowski nie był w stanie z całą pewnością stwierdzić, gdzie trafiły eksponaty. – O ich wydanie za pośrednictwem rodziny Zamoyskich zwrócili się do nas spadkobiercy Lubomirskich – wyjaśnia dyrektor. – Dobiegły mnie słuchy, że witraże mogą być w Poznaniu w galerii pana Kulczyka, ale są to niepotwierdzone informacje – mówi Skwirowski.
Po witrażu jeziora?
Obecnie, na wniosek spadkobierców Zamoyskich i Lubomirskich, Lubelski Urząd Wojewódzki prowadzi postępowanie administracyjne w sprawie stwierdzenia, czy jeziora Białe, Glinki i Święte, położone w gminie Włodawa przejęte na cele reformy rolnej, podlegały działaniu przepisów dekretu PKWN z dnia 6 września 1944 r.
o przeprowadzeniu reformy rolnej. – Podjęliśmy działania zmierzające do zgromadzenia pełnego materiału dowodowego w tej sprawie, w oparciu o który możliwe będzie wydanie stosownej decyzji – wyjaśnia Kamil Smerdel, rzecznik wojewody. Wszystko wskazuje więc na to, że Zamoyscy będą domagali się odszkodowania za – ich zdaniem – bezprawnie zagrabione mienie.
źródło: NOWY TYDZIEŃ