52-letni Dobrosław P., lekarz ośrodka zdrowia w Hańsku, odpowiada przed włodawskim sądem za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu (2,3 promila). Proces ciągnie się już ponad półtora roku, bo doktor uparcie twierdzi, że owszem napił się wódki, ale już po przyjeździe do przychodni.
4 listopada 2010 roku około godziny 17 młody mężczyzna jechał swoim samochodem z Dubeczna do Hańska. Podczas wyprzedzania audi, poczuł uderzenie w prawy bok swojego samochodu. Zatrzymał pojazd i podszedł do także zatrzymującego się audi. Drzwi były zamknięte, więc zapukał w szybę. Kierowca audi opuścił ją i – jak twierdzi młody mężczyzna – z audi wydobyła się silna woń alkoholu, a kierowca audi miał bełkotliwą mowę. Jak zeznał młody mężczyzna, sprawca kolizji stwierdził, że nic się nie stało, ale jak chce, może sobie dzwonić po policję i odjechał. Chłopak zawiadomił policjantów, wsiadł w samochód i ruszył za kierowcą audi. Ten po chwili zajechał na parking pod przychodnią zdrowia w Hańsku, zatrzymał się, i – jak twierdzi goniący uciekiniera kierowca – chwiejnym krokiem wszedł do ośrodka zdrowia. Zaraz też na miejscu pojawili się policjanci i razem z chłopakiem weszli do budynku. W gabinecie zabiegowym za ścianką działową zastali doktora Dobrosława P. Poszkodowany rozpoznał go jako sprawcę kolizji. Zdaniem policjantów lekarz miał bełkotliwą mowę, chwiał się na nogach, a z jego ust czuć było alkohol. Jednak medyk stanowczo zaprzeczył, jakoby tego dnia spożywał alkohol. Tłumaczył, że poprzedniego wieczora wypił 200 gramów nalewki. Mundurowi powiedzieli mu, że musi pojechać z nimi na posterunek i tam poddać się badaniu alkomatem. Początkowo doktor nie zgodził się. Zmienił zdanie po tym, jak policjanci zagrozili, że zawiozą go do szpitala na pobranie krwi. Pierwsze badanie wykazało 1,15 mg/l, drugie 1,12 mg/l (ok. 2,3 promila). Kierowca drugiego samochodu był trzeźwy.
Podczas przesłuchania w chełmskiej komendzie policji, już w charakterze podejrzanego, Dobrosław P. nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Zeznał, iż feralnego dnia doszło do kolizji z jego winy. Tłumaczył, że nie zatrzymał się na miejscu, gdyż nie był pewny, że stało się coś poważnego. Nie czuł się dobrze, był niewyspany po pogrzebie bliskich mu osób. Pojechał na parking pod przychodnią zdrowia. Zaraz potem, jak twierdził, zjawił się tam kierowca drugiego samochodu. Chwilę rozmawiali, a potem wszedł do przychodni. Poinformował przełożonego, że nie jest w stanie przyjmować pacjentów. Jak tłumaczył, poszedł na zaplecze, gdzie wypił 350 mililitrów wódki, wypalił też w tym czasie 2-3 papierosy. Zaraz potem do przychodni weszli policjanci i zabrali go na posterunek, gdzie przebadali alkomatem. Doktor P. stanowczo oświadczył wówczas, że jadąc trasą Dubeczno – Hańsk na pewno był trzeźwy. W połowie maja ub. r. przed Sądem Rejonowym we Włodawie ruszył jego proces. Podczas pierwszej rozprawy oskarżony nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Odwołał też swoje wcześniejsze zeznania, które składał na policji, argumentując to tym, że działał w warunkach emocji i stresu, zmęczenia, pod presją psychiczną i działania w tym dniu środków psychogennych. Powiedział, że nie jechał w tym dniu samochodem w stanie nietrzeźwości. Napił się wódki, ale wówczas, gdy już dotarł do ośrodka zdrowia.
Współpracownicy i pacjenci, którzy tego dnia byli w przychodni, nie przypominają sobie, aby doktor P. wchodził do ośrodka chwiejnym krokiem i by miał bełkotliwą mowę. Istoty też jest czas, kiedy policjanci weszli za doktorem do gabinetu. Według nich po minucie, może dwóch. Oskarżony i jego świadkowie zeznają, że musiało to być po około 10-15 minutach.
Z racji tak rozbieżnych zeznań sąd pod koniec listopada ub. r. wywołał opinie biegłego toksykologa, którego zadaniem było ustalić, czy w chwili zarzucanego doktorowi czynu, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności zdarzenia, był pod wpływem alkoholu. Fachowiec nie był jednak w stanie odpowiedzieć na te pytanie, wskazując, że brak jest podstaw do przeprowadzenia obliczeń retrospektywnych (wstecznych). Biegły jednocześnie przyznał, iż wersja doktora P., że pił alkohol w ośrodku zdrowia może być prawdopodobna, bowiem – jak pisze biegły – uwzględniając mechanizm działania alkoholu na organizm człowieka, nie można całkowicie wykluczyć, iż doszło do spożycia alkoholu przez oskarżonego we wskazanych przez niego okolicznościach – duża ilość w krótkim czasie na czczo mogła spowodować objawy takie jak silna woń alkoholu, chwiejny krok, bełkotliwa mowa.
Kolejną rozprawę sąd wyznaczył na początek lipca. Będzie słuchał kolejnych świadków w tej sprawie.
źródło: NOWY TYDZIEŃ