Jesteśmy inni, ale to inni powinni być tacy, jak my – mówi Jarosław Pogonowski, dyrektor Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej z Włodawy. Trudno nie przyznać mu racji, kiedy patrzy się na wszystko, co w ciągu siedmiu lat istnienia domu jemu i jego pracownikom udało się osiągnąć.
Według ustawy w domu takim jak we Włodawie nie może przebywać więcej niż 14 podopiecznych. Powszechnie uważa się, że tego typu placówki nie powinny już funkcjonować, a ich miejsce powinna zająć rodzinna piecza zastępcza. Problem tylko w tym, że nie wszystkie rodziny zastępcze są w stanie sobie poradzić z najtrudniejszymi przypadkami i pomóc dzieciom z traumatycznymi doświadczeniami oraz wieloma deficytami w funkcjonowaniu społecznym, poznawczym i emocjonalnym.
nie pytaj mnie
dlaczego jestem z nią
nie pytaj mnie
dlaczego z inną nie
Kilka zepsutych rowerów przyspawanych do zacementowanych w ziemi rur i pomalowanych kolorowymi farbami to w sumie nic specjalnego, ale przykuwa wzrok każdego, kto wchodzi do Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej „Kamyk” we Włodawie. Każdy rower to historia jednego dziecka – zawsze przejmująca, czasem tragiczna, ale dużo jest takich z happy endem, może nie takim filmowym, ale zwykłym, życiowym.
Rowery opatrzone są tabliczkami z napisami. Na najmniejszym widnieje taki: „Wszyscy myśleli o sobie, tylko JA myślałam o mnie”. Rowerek należał do dziewczynki, która do ośrodka trafiła w wieku 3 lat. W ogóle rower dla placówki to jeden z najważniejszych symboli. Każdy podopieczny dostaje na własność jeden. Służy on nie tylko do dojazdów do szkoły, ale uczy odpowiedzialności, systematyczności, pracy.